poniedziałek, 22 czerwca 2015

Weganka w Warszawie


W Warszawie znalazłam się nie przypadkiem. W sobotę 25 czerwca nad Wisłą odbyło się wegańskie spotkanie kulinarne, na które wszyscy byli zaproszeni- wegańscy smakosze, jak i ci mięsożerni. Nie było to moje pierwsze tego typu spotkanie, około 2 tygodni temu byłam na Veganmanii w Trójmieście, więc mam już jakieś porównanie ;) Wege bazar odbył się na dworze nad piękną Wisłą, a dokładnie w Cudzie nad Wisłą. Cud to wielki nie był, ponieważ w Warszawie żaden weganin i weganka z głodu na pewno by nie umarł/a... ;) Jednak jest, o czym opowiadać! Jedzenie piętrzyło się na stoikach i zachęcało swoim pięknym wyglądem i zapachem...










                                                                    Po krótkim spacerku wokół stoisk, na pierwszy ogień wybrałam calzone z warzywami i tofu zrobione przez
wegańską manufakturę. Był bardzo aromatyczny, a nadzienie było bardzo dobrze doprawione. Jednak dla mnie był trochę za suchy i na ciepło na pewno smakowałby lepiej. Mimo to zjadłam go ze smakiem i jeśli miałabym możliwość, spróbowałabym też tego z czarnuszką :)


Na wege bazar wybrałam się z wielbicielami pierogów, więc oczywiste było, że zawitamy na stoisko żarcia mamuśki! Mój bratanek wziął kilka pierogów z jagodami, a ja po jednym pierożku z różnymi nadzieniami. Najbardziej smakowały mi pierogi z pieczonymi buraczkami i z jarmużem. Pierogi z jagodami były czystą poezją i wręcz rozpływały się w ustach, ciesząc mnie i mojego bratanka swoim pysznym smakiem. Na stoisku żarcia mamuśki stała cieciorella, a mój bratanek, jako wielbiciel czekolady musiał jej spróbować. Z uśmiechem na twarzy stwierdził, że taka zdrowa czekolada jest przepyszna i kilka razy biegał z patyczkiem podbierać ją z pojemniczka... Na pewno został zapamiętany, jako wielki fan czekolady :D




Na wege bazarze można było spróbować kuchni hiszpańskiej, która zachwycała pięknymi, soczystymi kolorami paelli i gazpacho. Jednak ze smutkiem muszę przyznać, że paella tylko ładnie wyglądała a w smaku była bardzo przeciętna i jak za swoją cenę spodziewałam się eksplozji smaków Hiszpanii. Na szczęście gazpacho uratowało honor hiszpańskiej kuchni. Było smaczne i  dobrze doprawione :)




Mojemu bratu, jego żonie i synowi ze wszystkich stoisk najbardziej podpasowało stoisko żarcia mamuśki i kiedy ja piłam gazpacho, oni poszli po placuszki z hummusem. Z oczywistych powodów mój bratanek wziął placuszka na słodko z cieciorellą :) zgodnie stwierdzili, że były przepyszne. 




Skuszona zapachami słodkiego placuszka też zdecydowałam się na coś słodkiego, a nawet bardzo bardzo słodkiego. Na wege bazarze nie mogło zabraknąć różnych rodzajów baklavy! Pani poleciła mi jej ulubione smaki i muszę przyznać, że to był bardzo dobry wybór. Baklava mimo swojej słodyczy zachwycała smakami orzechów i czekolady :)






Mój brat spróbował również loka z batatów. Jednak średnio podpasował mu ten smak. Na szczęście znalazł się ktoś, kto zachwycił się tymi uroczymi batacikami zakręconymi na drewnianym patyczku i je zjadł (czyt. ja). Lok był słodziutki i bardzo smaczny :) następnym razem jak będę w Warszawie, na pewno wpadnę do ich lokalu na Marszałkowskiej!



Po długim biesiadowaniu przyszedł czas na opuszczenie wege bazaru. Na otarcie łez wszyscy wzięli lody od vegan ice. I jeśli kiedykolwiek będziecie się zastanawiać nad smakiem, bierzcie w ciemno melona, mango i czekoladę!! Lody były przepyszne i jeśli bym mogła, to zjadłabym całe pudełeczko, a nawet kilka. Nie były za słodkie jak większość lodów dostępnych na rynku. Czuć było owoce, a nie sam cukier! Zachęcam, więc Pana z vegan ice do otworzenia jakiejś własnej marki lodów, które będą dostępne w całej Polsce! (już mam trochę dość słodkich sorbetów...)




Jak powszechnie wiadomo, po takim obżarstwie najlepiej pójść na spacer lub na rower ;) Więc szybko wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na warszawską starówkę. Wypiliśmy dobrą kawę (oczywiście było pytanie z serii czy jest mleko sojowe? Fasolatte niestety nie było :C) i poszliśmy na spacer. 



Chyba nigdy nie przekonam się do Warszawy ,ale na starówkę zawsze z chęcią pójdę. Kiedy wróciliśmy do domu, przygotowałam coś małego na obiad (tak, wszyscy byli głodni!). Na obiad były skromne szparagi z olejem sezamowym, szczypiorem i liśćmi mikrogroszku, ćmuloki z tofu, szczypioru, pietruszki i ziół oraz frytki z pietruszki :) o ćmulokach post pojawi się niedługo a wraz z nim cała ich historia ;) w końcu słońce nad warszawą zaszło i poszliśmy spać!



 W niedzielę przed moim powrotem do domu skoczyliśmy na burgera do Krowarzywa. I już rozumiem, dlaczego wszyscy tak ten lokal zachwalają. Czułam się tam, jakbym odwiedzała starych, dobrych znajomych, którzy serwują wyśmienite jedzenie. Zamówiłam seitanexa z buraczkiem i lemoniadę, a na deser mocno czekoladowe caisto z orzechami. Wszystko były przepyszne, a buraczki były czystą poezją. Kotlet z seitanu był perfekcyjnie doprawiony. Zakochałam się w moim burgerze od pierwszego wejrzenia i na pewno tam jeszcze wrócę i wezmę już nie jednego, ale 2 albo 3 :D tak, żeby mieć na później...
(ps. zakochałam się w tych lampach! szczególnie w tej przy oknie)


Po niedługim czasie zaszliśmy do vegan pizza, ponieważ chciałam koniecznie spróbować, jak inni robią wege pizze. I muszę ze smutkiem przyznać, że bardzo, ale to bardzo byłam rozczarowana :( ze wszystkiego najbardziej smakowało mi picie... Zamówiliśmy z bratem Cztery Pory roku i było to chyba moją największą porażką życiową. A nalegałam, żeby wziąć tą z buraczkami... Ser był niedobry (zbyt rozlazły, jak mój brat powiedział ''guma''), ciasto było be (chociaż grubość była okej!)... Jednym słowem nic mi nie smakowało i marzyłam, żeby wrócić do domu i zrobić własną pizzę. Może nie trafiłam ze smakiem... Może jednak powinnam wziąć tą z burczkiem... Może tak miało być... Zawiodłam się bardzo, bo oczekiwałam eksplozji smaków i szczęścia, jakie daje pizza. Może vegan pizza tego dnia miała zły dzień.. ale jeśli tak jest na co dzień to musza się bardzo bardzo starać, żeby ich pizza dorównała włoskiej. Na razie daje im duży minus, ale może kiedyś to się zmieni i jak tam pójdę, to wyjdę zadowolona :) 



O wegańskiej Warszawie można by było długo opowiadać, ponieważ na każdym rogu spotkacie lokal z wege opcją. Więc śmiało możecie tam jechać na weekend. Z głodu nie umrzecie i na pewno przeżyjecie ciekawą kulinarną przygodę :)
Do Olsztyna was na razie nie zapraszam, ponieważ u nas wege lokalu w 100% nie znajdziecie... no chyba, że wprosicie się do olsztyńskich wegańców lub akurat traficie na vegan bruch ;) 
niedługo kolejne posty z moich kulinarnych podróży! a jak na razie miłych i smacznych wakacji <3

9 komentarzy:

  1. świetne wydarzenie - w Warszawie weganie to się mają dobrze - co chcą to mają, tyle możliwości do wyboru :) Krowarzywa robi najlepsze burgery, przynajmniej ja lepszych jeszcze nie jadłam :) chętnie bym się wybrała znowu do Warszawy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, burgery w Krowarzywa są najlepsze na świecie :) ja czekam już na kolejną okazje, żeby się tam wybrać! Mam nadzieje, że niedługo w innych mniejszych miastach też wystąpi wysyp wege restauracji :D

      Usuń
  2. Ta Vegan Pizza zawsze taka jest, według mnie porażka, nie wiem, czym ludzie się zachwycają...Raz byłam w lokalu, z ciekawości zamówiłam na cieście bezglutenowym - dostałam spalony, twardy placek, zupełnie bez smaku. Byli na poprzednim Wege Bazarze nad Wisłą, kupiłam kawałek (kosztujący 9 zł...bez komentarza) zwykłej, i dostałam to samo co poprzednio, tyle, że na miękkim, gumiastym cieście z serem-kisielem.
    O wiele bardziej smakowała mi pizza z Night Pizza Factory, ser podobny (one chyba po prostu takie są, niezbyt smaczne), ale za to dobrze doprawiona, i fajne ciasto. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam dużego doświadczenia z wege pizzami, ale jak robiłam w domu pizze z serem z violife, wszystko wyszło bardzo smacznie, ser nie był lejącym się kisielem... O Night Pizza Factory słyszałam, ale akurat wieczorem nikt nie miał ochoty na pizze, więc następnego dnia wybraliśmy się do Vegan Pizza i trochę tego żałuje.. wydałam tam nie mało kasy, a dostałam taki niesmaczny bubel. no ale nic, najważniejsze, że burgery z Krowarzywa są nieziemsko pyszne :D

      Usuń
  3. O tak to prawda, że weganin w Warszawie z głodu nie padnie, wiem z autopsji. ;) Super zdjęcia, nasza stolica ma swój urok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega fajny wpis i super zdjęcia! Warszawa ma swój klimat;);)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wpis!ja niestety nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam w Warszawie;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy wpis i fajne fotki;)

    OdpowiedzUsuń

Printfriendly